Essie / winter 2014 collection Jiggle Hi, Jiggle Low

wtorek, grudnia 30, 2014 unappreciated 12 Comments

Jako Essiemaniaczka musiałam mieć kostkę zimową, jak tylko zobaczyłam pierwsze zdjęcia w internecie. Przyznaję się bez bicia, że głównie ze względu na kolor Tuck It In My Tux, który jest bardzo podobny do Marshmallow, o którym od jakiegoś czasu marzę. Do pozostałych kolorów byłam średnio przekonana. Czerwienie? Mam kilka w swoich zbiorach, ale bardzo rzadko je noszę - muszę mieć dzień na ten kolor. Sreberko? Podoba mi się u innych, ale u mnie? Niee...

I tu potwierdza się znane przysłowie: "tylko krowa zdania nie zmienia", a że krową nie jestem... :) W czerwieniach czułam się rewelacyjnie! Sreberko na początku byłam na nie, ale po kilku godzinach już bardzo się z nim polubiłam. Wszystkie pokryłam topem Essie Good To Go.

Tuck It In My Tux to mleczny lakier, taka kość słoniowa. Na początku jest trochę upierdliwy w aplikacji, ale jak się uda go ujarzmić, to malowanie idzie szybko i sprawnie. Na paznokciach widzicie 3 cienkie warstwy (można też dać 2 grubsze), wytrzymał u mnie 3 dni solo i kolejne 2 dni z topperem Models Own.


Double Breasted Jacket przed producenta jest opisany jako rubinowy róż, czy tak rzeczywiście jest? Nie wiem. Dla mnie to taka czerwień malinowa. Dwie cienkie warstwy wystarczyły do pełnego pokrycia płytki, po 2 dniach zaczęły się lekko ścierać końcówki.


Jiggle Hi, Jiggle Low to według Essie jest śmiałe, połyskujące złoto. Dla mnie jest to bardziej sreberko (tak, jak zresztą wyżej pisałam) z małą domieszką złotka. Niektórzy porównywali go do Beyond Cozy, ale według mnie BC jest bardziej złoty, a poza tym jest glitterem. Natomiast to płynne srebro potrzebowało tylko 2 cieniutkich warstw na paznokciach i utrzymał się 4 dni bez żadnego uszczerbku. Zdecydowanie zwracał uwagę innych osób :)


I na koniec pozostał kolor Jump It In My Suit, czyli soczysta czerwień. Jest to ciemny, głęboki odcień, który bardzo przypadł mi do gustu. 2 cienkie warstwy wystarczą do pokrycia płytki paznokcia, bez najmniejszego uszczerbku.


Który z lakierów przypadł Wam do gustu? Jeśli chcecie się skusić na zimową kostkę, to musicie się spieszyć, bo rozchodzi się jak ciepłe bułeczki! :)

12 komentarze:

Orly / Here Comes Trouble, czyli świąteczny mani

wtorek, grudnia 23, 2014 unappreciated 12 Comments

Od razu się przyznam - tym mani zainspirowała mnie już w zeszłym roku Obsession ;)) Wtedy było już trochę późno na takie paznokcie, ale w tym roku stwierdziłam, że chcę mieć takie na święta.

Zielony glitter to lakier Orly Here Comes Trouble, nałożyłam jego dwie warstwy na warstwę Essie Mojito Madness. Biel, moja ulubiona od Essie - Blanc. A choinka to kropki zrobione sondą z połączenia lakierów: Orly Green Apple, Orly Here Comes Trouble, China Glaze Ruby Pumps i Opi Love.Angel.Music.Baby. Dodatkowo wszystkie paznokcie poza serdecznym pokryłam dodatkowo topem Essie Good To Go.

I jak Wam się podoba? ;)))







Chciałabym Wam w tym miejscu życzyć wszystkiego najlepszego! Dużo zdrowia, miłości, szczęścia i spełnienia wszystkich marzeń!

12 komentarze:

Dno i wodorosty, czyli zużycia września, października i listopada

sobota, grudnia 20, 2014 unappreciated 11 Comments

Jeszcze przed końcem roku trzeba się rozliczyć z pustaków, żebym mogła Wam w końcu pokazać nowości ostatnich tygodni, które u mnie zagościły. Na razie jednak zapraszam Was na garść mini recenzji ;)


Chyba już nikogo nie powinna dziwić obecność opakowań po żelach Balea, które bardzo lubię i jak mam tylko możliwość sprawienia sobie kolejnych butelek dzięki kochanej B., to robię to :) Żel brzoskwiniowy z The Body Shop zakupiłam podczas letniej promocji, niestety zapach piękny tylko w butelce, podczas kąpieli niewiele czułam, na dodatek był mało wydajny. Natomiast żel z LPM o zapachu białej brzoskwini i nektarynki gościu u mnie już nie pierwszy raz, zwłaszcza za zapach :)


Żele z Isany - tanie, w miarę wydajne, ale poza ostatnim zapachem, były tak mdłe, że kąpiel była prawie torturą. 


Żel do higieny intymnej z aloesem z Białego Jelenia powinien startować w konkursie na najbardziej wydajny produkt, używałam go ładnych parę miesięcy, jest bardzo delikatny i łagodzi wszelkie podrażnienia. Do tego kosztuje grosze. Oczywiście kolejne opakowanie już jest w użyciu, innego tego typu produktu nie szukam :) Peeling Tutti Frutti o zapachu melona z Farmony, czy komuś pachniał tym melonem? Mnie ten zapach tak mdlił, że używanie go było sporym koszmarem, a szkoda mi było wyrzucić pełne opakowanie do kosza. Zacisnęłam zęby i wykończyłam, ale na pewno więcej nie powrócę, choć działanie było dobre.


I tutaj, tak jak w przypadku żeli, nie powinien nikogo dziwić widok szamponów z Balea :D Powtarzam to do znudzenia - uwielbiam je! Za zapachy, za śmiesznie niską cenę, za wydajność i za działanie. Zielony szampon z Biodermy to delikatny szampon do codziennego stosowania, który kupiłam (na szczęście!) za jakieś grosze podczas promocji w SuperPharm. W konsystencji jak woda, przez co nigdy nie wiedziałam ile go nalać na dłoń, aby spienić całkowicie włosy. Natomiast to, że był rzadki nie wpłynęło na jego wydajność, bo o dziwo był bardzo wydajny. Włosy po jego zastosowaniu były bardzo dobrze oczyszczone, ale zdecydowanie konieczne było ich nawilżenie odżywką. Do odżywek do włosów dopiero się do końca przekonuję, nie zużywam ich tak dużo jak szamponów, a ta z Garniera cytryna z oliwką był dobry, wygładzał włosy i przy tym ich nie przetłuszczał.


Szampon Babydream znany chyba całej blogosferze używałam tylko i wyłącznie do mycia pędzi i w tej roli spisuje się znakomicie :) Tonik z Pat&Rub jest moim zdecydowanym ulubieńcem w tej kwestii i nie szukam zamiennika - postaram się niebawem o nim więcej napisać. Micel z Biodermy jest moim ulubieńcem, o czym już nie raz pisałam, więcej na jego temat możecie poczytać tutaj.


Żel do skórek z Sally Hansen jest znany chyba wszystkim lakieromaniaczkom, jest mega wydajny (używałam go od początku roku!), świetnie zmiękcza skórki, dzięki czemu łatwo i szybko można je usunąć. Nie szukam innego. Zmywacz do paznokci z Essence o zapachu kokosa z papają jest bardzo przyjemny, nie wysusza ani płytki paznokcia, ani skórek. Dodatkowo jest tani i wydajny. Balsam do rąk o zapachu borówek z Balea... myślałam, że nigdy się nie skończy! Miał bardzo lekką konsystencję, bardzo szybko się wchłaniał, pozostawiał efekt "mokrych" rąk, ale prawie w ogóle nie nawilżał skóry, przez co musiałam sięgać po inne kremy. I odżywka do paznokci Expres Nail Hardener od Peggy Sage jest moją ulubioną, dzięki niej moje paznokcie są dużo twardsze, mniej się rozdwajają i łamią. Nie wiem, która to już moja zużyta butelka, kolejna już się kończy i jeszcze następna czeka w szufladzie z zapasami :)


Balsam do ust z MAC, jak używałam go na początku byłam z niego bardzo zadowolona - świetnie nawilżał i regenerował usta, z czasem był już za mało wystarczający, wyrzuciłam bo leżał od dłuższego czasu i na pewno jest już nie do użycia. Zielona kulka z Vichy - ta ilość o czymś chyba świadczy? ;) Peeling do stóp z Avonu - bardzo, ale to bardzo delikatny. Ledwo co złuszczał, ale dzięki niemu skóra była gładsza, bardzo wydajny.


I na koniec próbki, duuuużo próbek! W końcu się wzięłam za ich używanie, bo tak mi już trochę zalegały w szufladach i w łazience :) Dzięki niezawodnej Megdil miałam okazję przetestować żele i balsamy z Bath&Body Works, momentami zastanawiałam się, czy są do jedzenia, czy do smarowania i mycia. A dzięki tym próbkom chętnie bym się zaopatrzyła w kilka pełnowymiarowych produktów. Tak samo było w przypadku peelingu Himalaya Scrub i balsamu od Rituals - peeling to marzenie! Jest świetny i jak tylko będę mogła to zakupię duże opakowanie! Było też kilka balsamów (Pat&Rub i The Body Shop), były ok, ale szału nie zrobiły :) Od Sylwii dostałam do przetestowania dwa kosmetyki z firmy Make Me Bio - Almond Scrub i krem Beautiful Face i tak jak peeling nie zrobił na mnie zbyt wielkiego wrażenia, to krem (pomimo, że nie do mojego typu cery) świetnie nawilżał skórę i myślę, że w przyszłości byłabym skłonna go zakupić. Otrzymałam również próbki żelu pod prysznic z LPM, który bardzo rozczarował mnie zapachem oraz balsam do ciała również z LPM, który był ok, ale dla mojej wymagającej skóry był trochę za słabo nawilżający. Od Dagi miałam do przetestowania piankę peelingującą z Organique, z którą się bardzo polubiłam i na pewno zakupię pełne opakowanie. Miałam również możliwość pierwszy raz użycia czegokolwiek z Lush i była to maska Oatfix - genialna! Świetnie oczyszczała i wygładzała buzię. Żałuję bardzo bardzo, że nie można kupić jej w Polsce. I na koniec dostałam serum antycellulitowe z Phenome, które bardzo mnie zaciekawiło i na pewno w przyszłości zakupię pełnowymiarowe opakowanie. Balsam z P&R z serii otulającej już miałam i bardzo lubiłam, ale zapach mnie chwilowo zmęczył ;) 
Podczas zakupów w Pat&Rub dostałam sporo próbek - kremu do twarzy AOX (jest świetny! będzie o nim recenzja, bo zakupiłam pełne opakowanie), masło rozgrzewające i hipoalergiczne, które uwielbiam, a także maskę do włosów tłustych (miłe pierwsze wrażenie, szkoda, że starczyła tylko na jeden raz) i peeling z balsamem z serii wyszczuplanie (po tak małych próbkach tego typu kosmetyków ciężko cokolwiek więcej napisać). W TBS dostałam próbkę masła do ciała z serii arganowej - do nawilżania dłoni był rewelacyjny. No i na koniec próbki z Lily Lolo - BB cream w kolorze light, oczywiście skończyło się na pełnej tubce :) oraz intensywnie nawilżający krem do twarzy z japońskiej mandarynki z John Masters Organics wcale nie nawilżał, a na dodatek spowodował wysyp i zapchanie na czole.

Uff! To już koniec, przynajmniej na ten rok. Miałyście któryś ze zużytych prze mnie kosmetyków? Chętnie poznam Wasze opinie na ich temat!

11 komentarze:

Orly / Mirrorball

niedziela, grudnia 07, 2014 unappreciated 22 Comments

Mirrorball to holograficzny lakier z najnowszej kolekcji Orly o nazwie Sparkly, na którą składa się 6 błyszczących i świecących kolorów. Poza tym, że jest to piękne holo, to ma jeszcze w sobie zatopione delikatne holograficzne "piegi", które zdecydowanie zwracają na siebie uwagę. Musicie mi uwierzyć na słowo, że w słońcu wygląda obłędnie!

Na moich paznokciach widzicie 2 warstwy lakieru (jak butelka jest dobrze wymieszana to tyle wystarczy, ale jak się nią nie pomiesza, to wtedy konieczne są 3). Wysycha błyskawicznie i bosko się świeci. Na zdjęciach nie ma topu! Później go nałożyłam dla porównania efektu, ale różnica była niewielka. Wytrzymał na spokojnie 3 dni, przy zmywaniu trzeba się troszkę namęczyć i pocierać płytkę, ale nie ma konieczności użycia folii.






22 komentarze:

Phenome / Pure Sugarcane Nourishing Deeply Sweet Scrub

poniedziałek, grudnia 01, 2014 unappreciated 7 Comments

... czyli po prostu cukrowy peeling do ciała. Peelingi, zwłaszcza te cukrowe uwielbiam od kiedy je tylko odkryłam. Uwielbiam kiedy oczyszczają moją skórę czy to w mocniejszy, czy w słabszy sposób, a także kiedy odpowiednio ją nawilżają. Nie wyobrażam sobie kąpieli bez użycia tego typu kosmetyku.

Markę Phenome poznaję dosłownie od kilku miesięcy, jak na razie każdy ich produkt, który zagościł w mojej łazience spisuje się znakomicie. Nie inaczej jest z tym cukrowym cudem zamkniętym w ciężkim, szklanym słoiku, który dostajemy w prostym kartoniku. To właśnie ten minimalizm jeśli chodzi o wygląd mnie kupił.

W słoiku znajdziemy kryształki brązowego cukru, które są wymieszane w organicznym kompleksie olejów roślinnych (migdałowy i makadamia oraz winogronowy, a także kokosowy i z oliwek). Peeling ma za zadanie odżywiać, natłuszczać i przede wszystkim usuwać zanieczyszczenia oraz martwe i zrogowaciałe kawałki naskórka. To wszystko jest okraszone jeszcze przepięknym zapachem, który przez producenta jest opisany jako naturalna kompozycja zapachowa o kojącej waniliowej nucie, przełamanej aromatem kwiatów i zielonych cytrusów, otula ciało aurą zmysłowości, potęgując przyjemność w trakcie domowego zabiegu SPA.

Wszystkie te cudowności, które zostały zamknięte w słoiku z grubego szkła o pojemności 200 ml sprawiają, że zabiegi w domowym SPA chciałabym przeprowadzać codziennie. Ze względu na relaksujący zapach kosmetyku, jak i jego działanie. Po jego użyciu skóra jest świetnie oczyszczona, delikatna, wcale nie podrażniona (chociaż jest bardzo wrażliwa) oraz przepięknie pachnie. Zawartość olejów w składzie sprawia, że nie potrzebuję już dodatkowego nawilżenia ciała.

Peeling możemy używać na dwa sposoby - na suchą skórę oraz na mokrą. I zdecydowanie ta pierwsza metoda u mnie lepiej się sprawdziła. Bo nie dość, że kosmetyk ma świetną przyczepność, to jeszcze nie rozpuszcza się tak szybko, jak pod wpływem wody. Niewielka ilość wystarczy, żeby oczyścić ciało, dzięki czemu jest on bardzo wydajny.







Jedynym jego minusem jest oczywiście wysoka cena - 139 zł na stronie producenta, ale bardzo często możemy znaleźć promocje, dzięki czemu kosmetyk kupimy taniej. A nawet pomijając jego cenę - wydajność i działanie w zupełności ją rekompensują.

Składniki: Sucrose**, Macadamia Ternifolia Seed Oil / Macadamia Integrifolia Seed Oil*, Polyglyceryl-4-Caprate**, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Silica**, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*,Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Persea Gratissima (Avocado) Oil*, Mauritia Flexuosa (Buriti) Fruit Oil**, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil*, Citrus Reticulata (Tangerine) Leaf Oil***, Tocopherols**, Coco-Glucoside**, Glycerin**, Aqua**, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Extract*, Citrus Paradisi (Grapefruit) Fruit Extract**, Ananas Sativus (Pineapple Plant) Fruit Extract**, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Extract*, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract**, Dehydroacetic Acid, Parfum**, Benzyl Alcohol, Glyceryl Caprylate*,Caramel**, Geraniol***, Limonene***

7 komentarze:

MAC / Dignity

sobota, listopada 29, 2014 unappreciated 12 Comments

Dignity to lakier z kolekcji limitowanej (więc jeśli chcecie się na niego skusić, to musicie się pospieszyć, powinien być jeszcze w sklepie internetowym Mac'a) sygnowanej nazwiskiem Brooke Shields. Jednocześnie jest jednym z dwóch pierwszych lakierów tej firmy w mojej (nie)skromnej kolekcji. Wpadł w moje łapki w ramach prezentu urodzinowego, który sama sobie zrobiłam (takie są najlepsze!) :)

Kolor to dla mnie jasna cegła, jest idealnie jesienny. Na paznokciach widzicie 2 cienkie warstwy (na upartego jedna byłaby wystarczająca) i na tym top Kwika. Wytrzymał spokojnie kilka dni, wcale nie delikatnego obchodzenia się :)






12 komentarze:

Wibo / Wow Satin Glamour nr 4

piątek, listopada 21, 2014 unappreciated 15 Comments

Na początku, co by wątpliwości nie było, podczas wiadomej promocji w Rossmanie, moja stopa tam nie stanęła :D Lakier mam już od jakiegoś czasu (chyba zakupiłam go zaraz po tym jak weszły do sprzedaży). Nie byłabym sobą, gdybym tego egzemplarza nie wzięła ze sobą, w końcu kolor tego lakieru jest niebieski i są w nim drobinki ;)

Na paznokciach widzicie dwie cienkie warstwy. Wysychają błyskawicznie. Pierwsze 2 zdjęcia są bez topu, na 2 ostatnich możecie zobaczyć Wibo Wow Satin Glamour nr 4 pokryty topem Kwika. Sama już nie wiem, która wersja bardziej mi się podoba ;]





15 komentarze:

Opi / My Dogsled Is A Hybrid

środa, listopada 12, 2014 unappreciated 14 Comments

Kolekcja Nordic (jesień 2014) mnie jakoś szczególnie nie rzuciła na kolana poza piękną zielenią (nooo dobra, jeszcze jeden kolor właśnie do mnie leci... ;]), którą Opi opisuje jako piękną, morską. Czy morska to nie jestem taka pewna, ale piękna na pewno (na dodatek bardziej wiosenna niż jesienna)! Kolor zdecydowanie wpadł w me gusta i niestety dość długo czekałam aż przybędzie do mnie zza oceanu, ale warto było. Co najdziwniejsze, ja w zieleniach nie do końca się dobrze czuję, tak samo jak w czerwieniach - muszę mieć odpowiedni dzień. Natomiast jeśli chodzi o My Dogsled Is A Hybrid takiego problemu nie mam. Najchętniej miałabym go na paznokciach cały czas, a to już o czymś świadczy ;)

Na zdjęciach widzicie dwie standardowe warstwy lakieru, pokryte tym samym topem, co ostatnio, czyli Kwik Kote. Taki mani utrzymał się u mnie bez najmniejszego uszczerbku, czy starcia 4 dni.






14 komentarze:

Morgan Taylor / Making Waves i Essie / Urban Jungle

sobota, listopada 08, 2014 unappreciated 16 Comments

Specjalnie na prośbę mojej imienniczki (:D) postanowiłam się ogarnąć i tak o to prezentuję Wam dziś mój pierwszy lakier Morgan Taylor w duecie z pięknym Essie.

Chabrowego lakieru idealnego poszukiwałam bardzo długo, Making Waves jest blisko tego ideału. Oczywiście głównie za sprawą koloru. Niebieski uwielbiam nie od dziś (o czym już chyba wszyscy wiedzą :P) i to właśnie ten kolor króluje bardzo często na moich paznokciach. Natomiast żeby nie było zbyt monotonnie dwa paznokcie pomalowałam pięknym nudziakowym Urban Jungle (kolekcja lato 2014 Haute In The Heat). A i żeby jeszcze nudniej nie było, to na paznokciu palca serdecznego dodałam tatuaż wodny od Bourjois - dmuchawiec. Do takich ozdób zdecydowanie potrzebuję sporo cierpliwości, ale efekt mi to rekompensuje ;)

Oba lakiery wymagały dwóch warstw, Essie trochę grubszych, Morgan Taylor cieńszych. Wszystko pokryłam oczywiście topem Kwik Kote.






16 komentarze:

Essie / The Perfect Cover Up (kolekcja Dress To Kilt)

środa, października 15, 2014 unappreciated 22 Comments

Kończąc moją prezentację czterech kolorów z tegorocznej jesiennej kolekcji marki Essie, na koniec pozostawiłam The Perfect Cover Up. W butelce wydawało mi się, że będzie to ciemniejsza wersja Fall In Line, ale na paznokciach to złudzenie szybko wyparowało. Kolor to zdecydowanie granat z dużą dozą szarości i małą odrobiną zieleni. I tak jak w przypadku pozostałych egzemplarzy, które posiadam - krycie jest po pierwszej warstwie. U mnie jak zawsze widzicie dwie. Cienki pędzelek nie sprawia żadnych problemów przy malowaniu. Niestety przy zmywaniu lakieru troszkę farbuje skórki, ale da się je sprawnie i szybko wyczyścić.

Męczyć Was już tą kolekcją nie będę, ponieważ granatu i czerwieni nie kupowałam. A po tych mocno jesiennych kolorach zatęskniłam trochę za brokatami i jasnymi kolorami, także łatwo zgadnąć, co mam aktualnie na paznokciach ;]






22 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me