Balea Jeden Tag Shampoo Himbeere, czyli po prostu malinowy szapon do włosów

niedziela, marca 24, 2013 unappreciated 16 Comments

Maliny uwielbiam, w każdej postaci. Więc jak tylko zobaczyłam ten szampon, zapragnęłam go mieć. Na początku trochę się obawiałam, czy nie przetłuści mi za bardzo włosów, ale nie! To jeden z najlepszych szamponów jakie miałam okazję używać.


Nie powiem Wam, co obiecuje producent i co wypisuje na opakowaniu. Język niemiecki nie należał do moich ulubionych, w związku z czym niewiele z niego rozumiem. Niewiele? Jedyne, co z tego rozumiem to "Ohne Silikone" :D. Dlatego opiszę tylko swoje wrażenia, bo nic innego mi nie pozostało :)


Szampon zamknięty jest w 300 ml plastikowej butelce na zatrzask. Opakowanie jest solidnie zrobione - nie raz latała po podłodze i wannie w łazience (czy to ja rzucałam nią, czy koty) i nic się do tej pory nie stało. Szampon ma dość rzadką konsystencję, ale pomimo to nie wylewa się z butelki za dużo, tylko w sam raz. Pieni się świetnie, no i ten zapach! Żałuję, baaaardzo, bardzo żałuję, że zapach nie utrzymuje się do kolejnego mycia na włosach. Pachną, co prawda nawet przez kilka godzin (jak nie suszę włosów), ale to i tak za krótko. Uwielbiam go ze względu na efekt jaki daje na moich włosach. Muszę je myć niestety codziennie, ze względu na dość szybkie przetłuszczanie się na czubku głowy. Ten szampon powoduje, że włosy są świeże przez 2 dni. A to się nikomu przed nim nie udało! 

W zapasach mam już kolejne opakowanie i wiem, że jak tylko pojawi się ponownie to okazja, to kupię kolejne. Pomimo zawyżonej ceny w naszym kraju i tak jest tani. Ogromnie żałuję, że w Polsce są dostępne tak właściwie tylko przez Allegro. Wiem, że można dostać kosmetyki Balea w sklepach z niemiecką chemią, ale ja nie mam siły i czasu jeździć i szukać :)


INGREDIETNTS: AQUA, SODIUM LAURETH SULFACE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, SODIUM CHLORIDE, PARFUM, PANTHENOL, HYDROXYPROPYL GUAR HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE, SODIUM BENZOATE, CITRIC ACID, NIACINAMIDE, POTASSIUM SORBATE, ALCOHOL, RUBUS IDAEUS FRUIT EXTRACT, CI 16185.

16 komentarze:

Peeling enzymatyczny z Biochemii Urody

poniedziałek, marca 18, 2013 unappreciated 9 Comments

Mając cerę naczynkową muszę dość szeroką drogą omijać peelingi mechaniczne, które swoją drogą uwielbiam. Moją przygodę z peelingami enzymatycznymi postanowiłam zacząć od tego z Biochemii Urody, który same musimy sobie przygotować.

Peeling przechowuję w plastikowym słoiczku, który dostałam wraz ze składnikami podczas zamówienia, wszystko dokładnie wymieszałam i czeka do użytku. Ale nie jest tak do końca prosto, z racji tego, że trzeba go z czymś wymieszać, w końcu ma postać proszku. Według producenta możemy dodawać do niego albo wody, albo żelu hialuronowego. W związku z tym, że moje cera jest również sucha, stosuję peeling właśnie wraz z żelem hialuronowym. Mieszam wszystko na malutkim talerzyku, aż będzie miało gładką konsystencję i nakładam na twarz pędzelkiem do maseczek. Trzymam go ok. 10-15 minut, w międzyczasie psikam na twarz wodą termalną, inaczej czuję dość spore napięcie skóry, którego nie lubię. Spłukuję letnią wodą i nakładam krem.


Efekty? Dobrze oczyszcza skórę, nie podrażnia jej (a musicie uwierzyć, że łatwo jest mnie uczulić), rozjaśnia skórę i nie powoduje przebarwień, a nawet je nieco likwiduje. Producent obiecuje przyspieszanie gojenia oraz właściwości przeciwzapalne - niestety w tej kwestii nie jestem w stanie tego potwierdzić, ponieważ nie miałam nic do gojenia na twarzy, stany zapalne są na mojej skórze olbrzymią rzadkością. Brakuje mi jednak czasami takiego efektu oczyszczenia, jak po peelingu mechanicznym, ale zdaję sobie sprawę z tego, że ten jest lepszy dla mojej cery.

Zaznaczyć mogę również, że jest wydajny, mam go prawie od roku, używam raz w tygodniu i na pewno nie zużyję wszystkiego przed końcem terminu ważności.

Skład: Avena Sativa (Oat) Kernel Flour (koloidalna mączka owsiana), Milk/Whey Powder (mleko krowie), Bromelain; Papain (enzymy z ananasa i papai - 3%)

Możecie go kupić tutaj.

9 komentarze:

Baikal Herbals - pianka do mycia twarzy

wtorek, marca 12, 2013 unappreciated 11 Comments

Szał na rosyjskie kosmetyki ogarnął już chyba całą blogosferę. Sama osobiście podchodziłam do nich jak pies do jeża i zupełnie nie wiem czemu. Pierwsze w moje łapki wpadły jeszcze w wakacje: krem do twarzy na dzień i na noc oraz pianka do mycia twarzy i o niej dziś będzie parę słów.

Do pianek podchodziłam trochę negatywnie, używałam kilku i nie wszystkie przypadły mi do gustu, głównie ze względu na uczucie wysuszenia po użyciu. Piankę Baikal Herbals kupiłam dawno temu i trochę czasu zajęło mi podejście do niej. Teraz tego żałuję.


Rosyjski kosmetyk zamknięty jest w plastikowej butelce z pompką i nakrętką o pojemności 150 ml. Pianka ma dużą zawartość ekstraktów ziół bajkalskich, co przekłada się na dokładne i delikatne oczyszczanie twarzy. Nie używam jej do zmywania makijażu, więc nie wiem, jak poradziłaby sobie z nim. Najpierw przemywam twarz płynem micelarnym i przed nałożeniem kremu delikatnie myję twarz pianką. Skóra jest czysta i bez podrażnień. Sam kosmetyk pachnie bardzo delikatnie, nie jest to dla mnie absolutnie minusem, nawet uważam, że dzięki niemu lepiej się go używa. Do pełnego umycia całej buzi potrzebuję 2 pompki i pomimo to, mogę powiedzieć, że pianka jest bardzo wydajna. Niestety tą wydajność mogę oceniać tylko "na oko" z racji tego, że butelka nie jest przezroczysta, a polska nalepka jest przyklejona akurat w takim miejscu, że nic nie zobaczę.
Warto dodać, że nie zawiera parabenów, SLS oraz barwników.

Składniki aktywne:

Lukrecja Uralska (Glycyrrhiza Uralensis Root Extract) - dowiedziono, że korzeń lukrecji posiada silne właściwości łagodzenia podrażnień, swędzenia i stanów zapalnych skóry, zmniejsza obrzmienia pod oczami, łagodzi podrażnienia i objawy alergii skórnej i atopowego zapalenia skóry. Działa przeciwbakteryjnie, przeciwgrzybiczo i antywirusowo. Wzmacnia naczynka krwionośne i zmniejsza zaczerwienie skóry. Wspomaga regenerację komórkowką oraz przyśpiesza gojenie drobnych uszkodzeń skóry i wyprysków. Zmniejsza negatywne skutki działania promieni słonecznych. Dzięki obecności flawonoidów wykazuje silne działanie antyoksydacyjne. Zwiększa zdolność regeneracji komórek skóry, która naturalnie obniża się wraz z wiekiem. Hamuje aktywność tyrozynazy, enzymu, który przyczynia się do tworzenia brązowego barwnika skóry. Nadmierna aktywność tyrozynazy powoduje tworzenie przebarwień skóry.
Organiczny wyciąg z szałwii (Organic Salvia Officinalis Leaf Extract) -  ze względu na zawartość olejków eterycznych, garbników, kwasów wielofenolowych ma działanie bakterio-i grzybobójcze, przeciwzapalne, ściągające, zmniejszające wydzielanie gruczołów potowych.
Werbena (Verbеna Officinalis Extract) – działa przeciwzapalnie, normalizuje “oddychanie” skóry.
Wierzbówka kiprzyca (Chamaenerion Angustifolium Extract) – wierzbówka reguluje czynności skóry, z których szczególnie istotną jest przeciwdziałanie przerostowi naskórka. Dzięki tej własności, skóra zachowuje naturalną gładkość i prawidłową strukturę. Zawartość witaminy C czyni wierzbówkę doskonałym składnikiem środków opóźniających pojawianie się oznak starzenia skóry. 
Organiczny ekstrakt z żeń-szenia (Organic Panax Ginseng Extract) - działanie rewitalizujące, regenerujące, poprawiające ukrwienie skóry, ułatwiające odnowę skóry. Ekstrakt z zeń-szenia jest składnikiem wielu renomowanych kosmetyków anty-aging - regenerujących i odmładzających. 
Organiczny ekstrakt z miodunki plamistej (Organic Pulmonaria Officinalis Extract)  wzbogaca skórę witaminą C , rozgładza i zmiękcza.  



Składniki INCI: Aqua with infusions of: Glycyrrhiza Uralensis Root Extract,  Organic Salvia Officinalis Leaf Extract, Verbеna Officinalis Extract, Chamaenerium Angustifolium Extract, Organic Panax Ginseng Extract, Organic Pulmonaria Officinalis Extract; Sodium Cocoyl Glutamate, Coco-Glucoside, Glycerin, Glyceryl Oleate, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

Cena: 25 zł, do kupienia tutaj.

11 komentarze:

Lutowe zakupy, czyli co zamieszkało w mojej kosmetyczce w poprzednim miesiącu

wtorek, marca 05, 2013 unappreciated 24 Comments

Skoro zrobiłam trochę miejsca po pustych opakowaniach, to trzeba te miejsca zapełnić czymś nowym :] I tak oto pokażę Wam to, co udało mi się upolować w lutym. Zapasy mam zrobione na dłuższy okres czasu, więc teraz muszę zacisnąć pasa i zużywać. Najgorsze jest jednak to, że siedząc w domu z trzecim już w tym roku zapaleniem ucha, nie mam ochoty na nic innego niż leżenie.


Najpierw skorzystałam z promocji na micele Biodermy. Kupiłam mojego ulubieńca - Sensibio, na próbę wzięłam Hydrabio, która jest przeznaczona do skóry odwodnionej, a za 1 grosz wybrałam sobie również na spróbowanie wersję White Objective, która ma za zadanie redukować przebarwienia i zahamować ich powstawanie.



Niemieckie zakupy - szampony Balea. Kolejne opakowanie malinowego i pozostałe do przetestowania: rozmaryn z melisą, kokosowy, wiśnia z jaśminem i witaminowy. Dodatkowo wzięłam zmywacz Essence, bo kolejny mój ulubiony Sensique dobija dna.



Kolejne lakiery China Glaze, które bardo lubię. Od lewej: Exotic Ecounters, Man Hunt, Purr-Fect Plum, Adventure Red-Y i Surreal Appeal. I mam chrapkę na kolejne :]


Na koniec zostawiłam mojego drugiego ulubieńca jeśli chodzi o Topcoat - wysuszac z Poshe, w promocji dostałam również mini wersję (drugiego zaraz obok Seche Vite). I po lewej cudo - Hologram Diamond Shield, czyli w skrócie lakier, który może być traktowany jako Topcoat, nadaje paznokciom połysk, zapobiega odpryskiwaniu, pękaniu i łuszczeniu. Na paznokciach wygląda obłędnie, ale to pokażę Wam innym razem, jak tylko doprowadzę paznokcie do stanu używalności :]

24 komentarze:

Lutowe denko

sobota, marca 02, 2013 unappreciated 24 Comments

Dziś w końcu po nie wiem jak długim czasie od samiuśkiego rana świeci słońce! Od razu czuje się lepiej i od razu lepiej robiło się zdjęcia. Poniżej comiesięczne puste opakowania, których się pozbywam z nieukrywaną radością. Radość jest jeszcze większa w związku z tym, że jest ich sporo!


1. Balea - malinowy szampon do włosów. Świetnie je oczyszczał, bardzo wydajny, niedrogi, no i ten bajeczny zapach malin! Szkoda, że długo nie utrzymywał się na włosach. Kolejny szampon malinowy i kilka innych wersji (o tym niebawem) niedawno zakupiłam. Pełna recenzja tego cuda też się pojawi.
2. Garnier - Ultra Doux - odżywka do włosów. Poleciła mi ją przyjaciółka mówiąc, że ma podobne działanie do Isany z olejkiem babassu. Odżywka jest przyjemna w użyciu, dobrze nawilża włosy, ale nie jest to takie nawilżenie jakie dawała mi Isana. Duży minus daję za tubkę, z której pod koniec ciężko było cokolwiek wycisnąć i musiałam się z nią nieźle nagimnastykować.
3. Alterra - szampon do włosów z granatem i aloesem. Kupiłam go zupełnie przez przypadek, zużyć musiałam. Zdecydowanie lepiej działał jak myłam nim włosy dwukrotnie. Pełną recenzję znajdziecie tutaj.


4., 5. i 6. Jak widać płyny Balea rządzą w mojej łazience :] Kolejne 3 cuda zaliczyły dno i tym sposobem, wszystkie płyny kąpielowe z niemieckiej drogerii się pokończyły. Najmniej podobał mi się zapachowo pan z nr 4 - nie czułam praktycznie nic, a jak wiadomo, ja zapachy uwielbiam! Guava mnie bardzo miło zaskoczyła swoją świeżością i przywoływała cieplejszą porę roku. Makaronik w wersji wiśniowo-migdałowej wolałam od wersji czekoladowej, co nie zmienia faktu, że wszystkie płyny Balea lubię :)


7. Original Source - płyn do kąpieli Plum&Maple Syrup. W butelce pachniał przesłodko, a po kontakcie z wodą zapach całkowicie zginął. Plus za dobre pienienie, ale do tej wersji zapachowej na pewno nie wrócę.
8. The Body Shop - peeling do ciała ze świątecznej edycji o zapachu imbiru. Zapach z tej serii uwielbiam, wspominałam o tym już nie raz. Peeling również polubiłam pomimo jego bardzo małych drobinek. Świetnie oczyszczał skórę i nawilżał, dodatkowo jeszcze jakiś czas po użyciu skóra nim pięknie pachniała. Żałuję, że nie kupiłam go w zapasie, bo się bardzo polubiliśmy.
9. The Body Shop - peeling do ciała o zapachu czekolady. Kupiłam go od razu jak tylko edycja czekoladowa weszła do sprzedaży. Przeleżał swoje, zaczęłam go używać i zapomniałam o nim. Znalazłam go przez przypadek ponownie w połowie miesiąca i z przyjemnością zużyłam do końca. Drobinki też miał małe, ale jednak troszkę mocniej ścierały niż jego poprzednika (patrz punkt 8.). No i ten zapach! Sama czekolada! Dobrze, że takie kosmetyki nie mają kalorii :)


10. Yves Rocher - Pur Desir de Lilas, czyli mówiąc krócej: mleczko do ciała o zapachu bzu. Zapach bzu uwielbiam, ten był prawie idealny, ale samo działanie całkiem średnie. Szkoda wydanych na niego pieniędzy, nawet dla zapachu.
11. Nivea - dezodorant, kolejna zużyta buteleczka. Zmieniam tylko warianty zapachowe.
12. Avon - Make me wonder. Woda toaletowa, którą kupiłam kilka lat temu zaraz na początku pracy w mojej obecnej firmie. Kupiłam go z koleżanką, bo w dwupaku było taniej. Kiedyś bardzo lubiłam jego słodki zapach, potem mi się znudził. Wróciłam do niego w styczniu i postanowiłam w końcu wyzerować. Zapach bardzo lubiłam, ale nie kupiłabym go już ponownie.


13. Poshe - Topcoat przyspieszający wysychanie. Mój zdecydowany ulubieniec obok Seche Vite, używam ich naprzemiennie. Kolejna butelka czeka już gotowa do użycia.
14. Oriflame - sztyft do korekcji lakieru na paznokciach. To własnie z tej firmy miałam pierwszy tego typu produkt. Uratował mnie nie raz z opresji. Nie zawsze jest dostępny w katalogu i nie zawsze jest dostępny w promocji. A cena normalna jest zdecydowanie za wysoka. Teraz zaopatrzyłam się w pisak z Sensique.
15. Sensique - zmywacz do paznokci. Tak kolejna butla, bardzo lubię te ich zmywacze. Musze poczynić mały zapas, bo kolejna butla mi się kończy.


16. Dermedic - Hydrain2 - krem do twarzy, o którym pisałam tutaj.
17. Oreparol - pomadka ochronna do ust o zapachu owoców lesnych. Świetnie nawilżał moje usta, był bardzo wydajny. Kupiłam go w Biedronce za grosze i żałuje, że nie moge go teraz nigdzie dorwać.
18. Tisane - balsam do ust. Klasyczny ponoć kosmetyk. Używałam go ze spora niechecia ze wzgledu na to, iż był okropnie twardy, suchy i tepy. Na pewno wiecej do niego nie wroce.
19. Auriga - Flavo-C - serum do twarzy, o którym pisałam tutaj.
20. Biochemia Urody - olejek myjacy pomaranczowy. Na poczatku bardzo go lubiłam, potem zapach bardzo mnie meczył, a tak to własciwie nie robił nic. Zużyłam, żeby zużyc i wiecej już do niego nie powroce.

24 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me