Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krem do rąk. Pokaż wszystkie posty

Kremy do rąk Orly

Skusiłam się na nie całkiem przypadkiem, z racji tego, że mam dość spory zapas kremów do rąk. Udało mi się trafić na promocję, dzięki czemu nie żałuję, że stałam się ich posiadaczką :)

Mam dwie wersje zapachowe: Paradise (liczi i granat) i Pucker (papaja i czerwony grejpfrut).




Od producenta:
RICH RENEWAL to ultra-nawilżający krem do rąk, stóp i ciała, stworzony by rewitalizować suchą, spierzchniętą skórę. Ta bogata formuła odżywiająca zawiera masło z drzewa shea i kakaowca, aloes i witaminy A i E by wnikać w skórę, odżywiać ją i działać uśmierzająco. Dodatkowo zawiera aromatyczne ekstrakty z liczi  i granata (paradise)  oraz z papai i czerwonego grejpfruta (pucker), które czynią ciało, dłonie i stopy miękkimi i pachnącymi, bez jakiegokolwiek tłustych pozostałości. [pisownia oryginalna z opakowania]



Oba kremy na pierwszy rzut oka nie różnią się niczym poza zapachem. Nawilżają podobnie, natomiast różnią się konsystencją. Paradise ma bardziej "tępą", co prawda dobrze się rozsmarowuje, ale jest dość dziwna. Pucker ma konsystencję typowo kremową, trochę jak masło. Używam ich tylko do rąk, ponieważ gdybym używała do całego ciała, to w miarę szybko by zniknęły. Do wysmarowania rąk wystarczy niewielka ilość, widoczna na zdjęciu powyżej. Wchłania się błyskawicznie, przez chwilę zostawia wyczuwalny film, natomiast kilku minutach już znika. Skóra dłoni jest długo miękka. Paradise ma delikatniejszy i ulotniejszy zapach, Pucker pachnie głównie grejpfrutem. W przypadku obu już po kilkunastu minutach nie ma śladu po zapachu.

Oba kremy są dobre, choć szału nie zrobiły i chyba ponownie ich już nie zakupię. Jest przecież tyle różnych kremów do wypróbowania... :)

Do kupienia tutaj, cena: 17,99 zł.

Czerwcowe denkowanie

Miałam zrobić połączone denkowanie z czerwca i z lipca, ale po pierwsze torba z pustymi opakowaniami wala mi się po podłodze, po drugie koty czegoś tam ciągle szukają, po trzecie - chętnie wszystko już wyrzucę i zrobię miejsce na nowe denka ;)



Plaster na nos Revitale, moje pierwsze spotkanie z tym produktem. Wypowiem się bardziej jak jeszcze poużywam :)
Perfecta - Serum intensywnie regenerujące. Dostałam je w swoim pierwszym blogboxie, musiało trochę poleżeć żebym je w końcu użyła :) Pachnie bardzo cytrusowo, jedna saszetka starczyła mi na 2 razy. Skóra jest bardzo gładka i miękka, ale... świecę się niemiłosiernie nawet na następny dzień! Nigdy nie miałam problemów ze świeceniem, aż tu taka niespodzianka.
Perfecta - SPA domowy manicure - szafirowy peeling do rąk i maska-serum do rąk. Peeling dla mnie za słaby, ale w miarę dobrze ściera. Maska wchłania się szybko, ale pozostawia lekką lepkość dłoni. Plus za intensywny zapach!
Perfecta - SPA domowy pedicure - wulkaniczny peeling do stóp i maska-serum do stóp. Tutaj również peeling za słaby i trochę go mało. Maska bardzo fajnie nawilża stopy.


The Body Shop - żurawinowy krem do rąk ze świątecznej edycji (kupiłam go w zestawie z moim ukochanym imbirowym kremem). Nawilża tak, jak jego poprzednik, ale zapach mnie nie powalił. Nie pachnie on ani żurawiną, ani niczym fajnym. Błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy.



Mistrz świata wśród peeelingów! Lirene - Stop cellulit. Kupiłam całkiem przez przypadek i już zawsze będzie w mojej łazience. Na dłuższą recenzję poczekajcie aż skończę drugą tubę, czyli już niebawem :)



Tutti Frutti - peeling do ciała. Uwiódł mnie w sklepie jego zapach, który po dłuższym czasie był zbyt męczący, a wręcz odrzucający. Za słaby ździerak (kocham te mocne!), co prawda zostawiał skórę nawilżoną, ale nie powalił mnie. Duży minus za opakowanie, które pękło na górze i musiałam się nieźle gimnastykować żeby cokolwiek wycisnąć, bo normalnie nie chciał się wydostać z tubki. Na pewno więcej nie kupię.



Flos Lek - żel do powiek i pod oczy. Bardzo fajny, chłodzący żel. Wolę formę tubkową, bo tutaj mam ciągle mocno upaćkane paluchy no i mało to higieniczne.


Alterra - szampon regenerujący macadamia i figa. O ile używałam już szampony z Alterry, o tyle tylko ten mnie tak irytował. Zużyłam go na spółkę z mym mężem i używałam go podczas kąpieli po siłowni/basenie. Nie będę nawet robiła osobnej recenzji.



Yves Rocher - płyn do kąpieli z bawełną. Zwykły średniak. Dobrze się pieni, nie wysusza, mało wydajny i nie pachnie, a ja kocham pachnące żele pod prysznic. Mam jego kilku braci, mam nadzieję, że będą lepsi.


Krem do rąk z pierwszego blogboxa. Bardzo przyjemny, dobrze nawilża, nie pachnie i szybko się wchłania. Mój kot lubił go zlizywać z rąk po posmarowaniu :)



AA - antyperspirant do skóry wrażliwej. Całkiem dobra kulka, co prawda nie powaliła mnie na kolana, więc na pewno nie kupię ponownie.




I kolejny krem do rąk i kolejny z TBS. Pisałam o nim już w przypadku majowego denka. To jest drugie opakowanie, bardzo go lubię i na prawdę w końcu się zlituję nad jego recenzją :D


To by było wszystko z denkowania. Trochę tego wyszło, trochę też kupiłam. Ale na plus chyba nie wyszłam :)


PS: Jestem załamana faktem, iż TBS wycofał ze sprzedaży/nie będzie produkował mojego ulubionego szamponu bananowego! Obleciałam dwa TBSy we Wrocławiu, w każdym tylko odżywki, które mam. Szampon znalazłam na Allegro za horrendalną cenę, ale kupiłam, bo co miałam począć jak już mam końcówkę, a moje włosy kochają ten szampon?


PS 2: Skończyłam pisać magisterkę, oddałam do dziekanatu, wysłałam do recenzenta i promotora i teraz nic tylko czekać na obronę i koniec studiów! :]

Majowe zużycia

Dawno nie robiłam takiego postu, z prostego powodu - moja mama wyrzuca wszystko, co puste. Minus mieszkania z rodzicami (ale już niedługo!). Na szczęście byli teraz na urlopie i w ciągu 2 tygodni udało mi się zachomikować kilka pustych opakowań.




Dwa zmywacze do paznokci Sensique. Po lewej o zapachu kiwi - do paznokci naturalnych z gliceryną i lanoliną, po prawej o zapachu truskawki  - bezacetonowy z aloesem i prowitaminą B5. Dobrze zmywają, do tego nie śmierdzą acetonem, wręcz pachną. Z tych dwóch moim ulubieńcem jest ten z kiwi - pachnie delikatniej niż truskawka. Są bardzo wydajne i kosztują kilka złotych. Nie wysuszają skórek i są delikatne nawet jak mam pokaleczone skórki. W tej chwili mam w użyciu dwie butle o zapachu arbuza.




Żel pod prysznic Luksja Active Vitamins. Kupiłam go w promocji w Rossmanie za ok. 8-9 zł. Pachnie bardzo orzeźwiająco i słodko jednocześnie. Baaaardzo wydajny (butla ma 500 ml) i baaaardzo dobrze się pieni. Dodatkowy plus za niewysuszanie skóry.




Wygładzający scrub cukrowy Milk&Honey z Oriflame. Dostałam go od babci, która jest zatwardziałą fanką kosmetyków Oriflame (dodatkowo jest konsultantką), leżał bardzo długo w szafce, aż w końcu doczekał się zużycia. Ale tylko i wyłącznie dlatego, że poprzedni zdzierak się skończył. Pachnie fatalnie (mdli mnie jak go wącham), ścieranie ma średnie (a ja kocham porządne zdzieraki), mało wydajny. 






Nivea - wygładzająco odżywczy krem do rąk. Pisałam o nim tutaj, swojego czasu był moim ulubionym kremem do rąk, ale jego wydajność zabiła mnie i znudziła. Wydawał mi się pod sam koniec używania za ciężki. Mam jeszcze gdzieś jedną tubkę, zalega pewnie w którejś z torebek, zużyję, ale raczej na jesień/zimę - jest za tłusty. 



Jak już jesteśmy w temacie kremów do rąk - krem z The Body Shop. Kupiłam go w promocji dając puste opakowanie po jakimkolwiek kosmetyku i dostałam zniżkę 22%. Kupiłam kilka kremów z tej serii. Ten był typem torebkowym, używanym w pracy. Pełna recenzja będzie jak zużyję typ domowy, który już dogorywa :)




Niedawno pisałam tutaj o bananowym duecie. Odżywka się w końcu skończyła, szampon skończył się wcześniej i został wymieniony na 22% rabat, o którym pisałam w przypadku kremu do rąk TBS.




Krem do twarzy La Roche-Posay - Toleriane Ultra. W zeszłe wakacje potrzebowałam pilnie kremu do twarzy do skóry wrażliwej, przeczytałam o nim w jakiejś babskiej gazecie, poleciałam do apteki i kupiłam. Trochę za niego zapłaciłam (ok. 50-60 zł), ale nie żałuję. Co prawda był tłusty na dzień, ale był rewelacyjny na noc. Po jego wieczornym użyciu zawsze czułam bardzo gładką skórę. Krem jest bardzo wydajny, ma wygodną pompkę, wystarczyło raz nacisnąć, aby uzyskać odpowiednią ilość kremu. Niestety nie było widać zużycia, więc zaskoczeniem dla mnie było to, że się skończył. Na pewno kupię kolejne opakowanie, ale dopiero jak zużyję inne kremy do twarzy.


Było jeszcze kilka zużyć, które na zdjęcia się nie załapały, m.in. z powodu mamy, która lubi wyrzucać puste opakowania :) i z powodu promocji 22% rabatu w TBS (skorzystałam z niego kilkukrotnie). A były to: peeling gruboziarnisty Joanna, tak okropnie śmierdział chemią, że źle mi się go używało (wersja malinowa). Kolejny był tonik do twarzy z Pharmaceris, o którym pisałam tutaj oraz dezodorant w kulce Nivea, o którym lepiej nie wspominać :)


A Wam jak poszły zużycia?

Kwietniowe zakupy

Tak, wiem. Z tym postem mam zapłon, jak diesel na mrozie... Ale tak się rozleniwiłam przez zeszłotygodniowe szkolenie w Krakowie, że nawet nie da się tego opisać :) Obiecuję w związku z tym poprawę!


W Super-Pharm załapałam się na fajną promocję - przy zakupie za każde 30 zł miałam za 9,99 zł krem Bioderma Sensibio, mój ulubiony krem, o którym pisałam tutaj. I tak zostałam posiadaczką 2 takich kremów. Zamiast zapłacić za nie w Super-Pharm ok. 160 zł, zapłaciłam niecałe 20 zł. Interes życia :D






Kolejne były zakupy w The Body Shop. Skorzystałam w nich z dwóch różnych promocji - pierwsza, która mnie najbardziej zirytowała brakiem wiedzy ekspedientek, 22% rabatu przy przyniesieniu ze sobą pustego opakowania po jakimkolwiek kosmetyku. I tak stałam się posiadaczką 2 bambusowych grzebieni (jeden do torebki, jeden do domu - są rewelacyjne) i 2 kremów do rąk (brak ich na zdjęciach, skleroza!) Almond Hand&Nail Cream (2x30ml). Druga wizyta była podczas urodzin Pasażu Grunwaldzkiego we Wrocławiu, gdzie z tej okazji było 50% rabatu na wszystkie masła do ciała. W związku z tym postanowiłam w końcu sobie kupić. Masła były 2 - jedno, to które widzicie na zdjęciu, drugie migdałowe dałam mamie w prezencie urodzinowym. W takiej cenie warto je było kupić ;)




zdjęcie pochodzi ze strony thebodyshop-usa.com




Następnie zakupiłam róż mineralny Lily Lolo w kolorze Ooh La La i czekam na przesyłkę z podkładem mineralnym - bardzo się z tymi produktami polubiłam :)




Z racji tego, że robi się duuużo cieplej (chociaż dzisiaj jest mi najnormalniej w świecie zimno) zakupiłam coś nowego na nadmierne pocenie, z którym niestety nie mogę sobie poradzić. Użyłam go do tej pory kilka razy i już wiem, ze go lubię, zwłaszcza za to, że skóra mnie nie piecze, jak przy innych tego typu produktach.






Na sam koniec torebka z Copp'a. Zakochałam się w tym kolorze (na zdjęciu jest trochę przekłamany, w rzeczywistości jest musztardowy) i będzie ze mną na pewno przez całą wiosnę :)




W maju też już poszalałam, czekam na kilka naturalnych kosmetyków i oczywiście na lakiery do paznokci, których już nie mam gdzie trzymać ;)

Wszystko, co dobre szybko się kończy...

... niestety.


Mowa tu o moim ulubionym kremie, który w miniony weekend dobił końca. Dosłownie.


Krem kupiłam w TBS na przecenie, o której pisałam tutaj. Po pierwszym wąchnięciu nie polubiłam go. W związku z tym stwierdziłam, że skoro ma najgorszy zapach z całej trójcy, to zużyję go szybciutko jako pierwszy. I co? I jak posmarowałam nimi ręce, to odleciałam! Ręce cały czas wąchałam i wąchałam... aż zasnęłam. I to była miłość od pierwszego niuchnięcia!






Opisu producenta na pudełku, ani na tubce nie znalazłam. Więc go Wam sama po krótce opiszę.


Po pierwsze: opakowanie - mała, poręczna plastikowa tubka zawierająca (tylko) 30 ml kremu.


Po drugie: konsystencja - gęsty, treściwy krem w kolorze kremu :)


Po trzecie: ZAPACH! - nie pachnie mi to na pewno imbirem, ale czymś na pewno pachnie, i to jak! Ni to słodko, ni trochę pikantnie. Jest idealny.


Po czwarte: działanie - bardzo fajnie nawilżał moje ręce przez całą zimę. Nie pozostawiał po sobie tłustego filmu, ale czułam, że miałam posmarowane i nawilżone dłonie.


Po piąte: wydajność - ciężko mi to dokładnie stwierdzić. Kupiłam go w styczniu, wykończyłam dopiero w miniony weekend. Używałam go głównie wieczorami i na noc. Czasami zapominałam, czasami tylko go wąchałam ( ;) ). Ale pomimo to uważam, że był wydajny.


Po szóste: dostępność - The Body Shop. Niestety była to edycja świąteczna, więc po cichu liczę na to, że pod koniec roku znów się pojawi.


Pozostało mi teraz zużyć żurawinowy i waniliowy i liczyć na wypuszczenie go ponownie. Gdyby był teraz dostępny, kupiła bym na pewno od razu kilka sztuk. Choćby dla samego zapachu.

Mój pierwszy BlogBox! ;)

Na dzisiaj miałam przygotowaną zupełnie inną notkę, ale pan listonosz pokrzyżował mi całkowicie plany ;) Wszystkie paczki, które miałam dziś dostać już odebrałam, a tu taka niespodziewajka! Mój pierwszy BlogBox! Nawet nie wiecie jakiego banana mam na buzi! ;)




Paczuchę dostałam od Toldinki i baaardzo mi się podoba!


A oto, co otrzymałam:

  • cece of sweden - salonk eratin&cherry schampoo - szampon do włosów farbowanych i zniszczonych - pachnie obłędnie!
  • family care - krem pielęgnacyjno odżywczy z dziką różą i rokitnikiem - krem do twarzy
  • inglot - lip gloss - błyszczyk o równie pięknym zapachu, co szampon :) (na zdjęciu schował się właśnie pod szampon)
  • anida pharmacy - milk cream - krem do rąk i paznokci
  • champs de provence - rose - sól do kąpieli - będę miała, co testować w nowej wannie!
  • perfecta - cera zmęczona - serum intensywnie regenerujące
Na niespodziankę załapała się również moja Kulka - dostała kurczaka w galarecie. Smakował jej bardzo, po jego zjedzeniu wyglądała tak, jak na poniższym zdjęciu :)




Ulubiony krem do rąk

Trochę mnie tu nie było, na swoje usprawiedliwienie mam urlopowe lenistwo :) Ale obiecuję, że już będę regularnie pisała!

Tak jak w tytule, dziś będzie o moim ulubionym kremie do rąk. Nivea - Krem do rąk Wygładzająco Odżywczy.

Jestem kremomaniaczką, jak tylko zapach mi się spodoba, od razu kupuję. Rzadko kiedy zdarzało się żeby krem odpowiednio nawilżał moje ręce. A ich skóra jest dość wymagająca - potrzebuje długotrwałego nawilżenia. I z pomocą przyszedł ten krem.


Opis producenta:
Wygładzająco - odżywczy krem do rąk NIVEA chroni, zmiękcza i wygładza suche dłonie przez cały dzień już po jednokrotnym użyciu.
Jak działa?
  • Wzbogacony w olejek z orzeszków macadamia i witaminy krem do rąk wzmacnia naturalną barierę ochronną skóry, jednocześnie sprawiając, że Twoje dłonie pozostają gładkie i miękkie.
  • Udoskonalona formuła Hydra IQ aktywuje naturalne procesy nawilżania skóry, utrzymując dłonie intensywnie nawilżone nawet po częstym myciu.
Udowodniona skuteczność:
Widocznie gładsza i intensywnie nawilżona skóra. Całodniowa ochrona już po jednej aplikacji.
Sposób użycia:
Krem wmasować w dłonie odpowiednio do potrzeb.
Przebadany dermatologicznie.

Wszystko w tym kremie jest cudowne. Konsystencja - idealna, średniogęsta. Nie pozostawia tłustych dłoni, można od razu po posmarowaniu robić cokolwiek :)

Zaczęłam go używać na początku tego roku, kiedy miałam strasznie przesuszone dłonie. Ten krem odratował moje ręce i teraz pomaga mi je utrzymać w dobrym pożądku.

W tubce zawarte jest 75 ml produktu. Zapach ma bardzo delikatny, prawie niewyczuwalny.

Skład:
Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Glucoside, Cetyl Palmitate, Stearic Acid, Paraffinum Liquidum, Myristyl Myristate, Glyceryl Stearate SE, Panthenol, Macadamia, Ternifolia Seed Oil, Hydrogenated Coco-Glycerides, Dimethicone, Trisodium EDTA, Sodium Carbomer, Phenoxyethanol, Methylparaben, Limonene, Linalool, Benzyl Alcohol, Citronellol, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Alpha-Isomethyl Ionone, Geraniol, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Parfum.

Cena: ok. 8-10 zł.



A na koniec trochę prywaty, o której zapomniałam :) Ostatnio u  Oli wygrałam rozdanie, a nagród było trochę :) Zdjęcie z rozdania poniżej, recenzje wygranych już niebawem, a na zdjęcia czasu nie miałam, tak dobrze się obijałam :)


Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me