Essie / The Lace Is On

niedziela, stycznia 25, 2015 unappreciated 11 Comments

Już nie raz wspominałam, że tylko krowa zdania nie zmienia. Dziś przedstawię Wam kolejny przykład na to, że na pewno krową nie jestem ;] The Lace Is On pochodzi z jesiennej kolekcji Essie For The Twill Of It z 2013 roku. I oczywiście na początku ani trochę mi się nie podobał. Zwłaszcza jego opalizujący kolor. Minął prawie rok i po wielu, wielu zdjęciach moje serce zabiło szybciej na jego widok. Cóż, nic w tym dziwnego! Lakier ma przepiękny kolor fuksji, naładowany w środku drobinkami w odcieniu różu, jest wyjątkowo kobiecy. W buteleczkę udało mi się zaopatrzyć podczas jednej z promocji w SuperPharm, dzięki czemu mam ten egzemplarz w wersji z szerokim pędzelkiem. Malowanie jest bajeczne - dwie cienkie warstwy wystarczą do pełnego pokrycia płytki. Na wierzch użyłam topu Kinetiks Kwik Kote.






11 komentarze:

Opi / Snow Globetrotter & Do You Have This Color In Stock-holm?

niedziela, stycznia 11, 2015 unappreciated 16 Comments

Tym duetem jestem absolutnie zafascynowana! Fiolet Do You Have This Color In Stock-holm? pochodzi z kolekcji Nordic, a obłędny glitter Snow Globetrotter z kolekcji na gwiazdkę sygnowanej nazwiskiem Gwen Stefani. Pierwszy kolor to u mnie dwie cienkie warstwy lakieru, drugi - najpierw nakładałam metodą gąbeczkową, ale nie przechodziły większe heksy na płytkę paznokcia, więc nakładałam standardowo pędzelkiem (wcześniej należy bardzo dobrze wymieszać buteleczkę, aby te większe kawałki równomiernie się wymieszały z tymi drobniejszymi). Efekt końcowy tak mi się podoba, że ciągle się patrzę na swoje paznokcie, a naprawdę, rzadko kiedy się to zdarza :)











16 komentarze:

Pustaki | czyli zużycia z grudnia

piątek, stycznia 09, 2015 unappreciated 21 Comments

Posty denkowe bardzo lubię... czytać, bo jak mam sama taki stworzyć, to czasami jest mi słabo ;) Głównie ze względu na to, że ostatnimi czasy gromadziłam puste opakowania z kilku miesięcy, a potem jeszcze zrobić im zdjęcia i je opisać... To nie dla mnie, za dużo czasu zajmuje. Dlatego z nowym rokiem postanowiłam powrócić do comiesięcznych postów denkowych, zobaczymy, co z tego na dłuższą metę przyjdzie. 

Zeszły rok trzeba najpierw zamknąć, więc dziś przed Wami kilka recenzji kosmetyków które w poprzednim miesiącu zużyłam.


Standardowo na początki i najwięcej - żele do kąpieli. Isana Vitamin&Joghurt to bardzo przyjemnie pachnący owocami żel, dobrze się pienił, był w miarę wydajny, nie wysuszył mi skóry i jest tani. Tak samo jak wszystkie żele marki Rossman. The Body Shop Papaya Showe Gel zakupiłam podczas letnich wyprzedaży. Oczywiście kupił mnie zapach - owocowy, ale nie sztuczny. Żel dobrze się pienił i był bardzo wydajny. W cenie promocyjnej mogę go kupić, ale nie w standardowej, bo ta jest zdecydowanie za wysoka.


Niby dwa te same zapachy - jeżyny, ta sama firma - Yves Rocher, a tak naprawdę dwa zupełnie różne produkty. Ten ze stałej oferty (po lewej stronie) miał mało ciekawy zapach, przede wszystkim był sztuczny i sam płyn bardzo wysuszał mi skórę, co go zdecydowanie eliminuje do ponownego zakupu. Natomiast żel ze świątecznej oferty to bardzo słodki owocowy zapach, dużo dużo mniej sztuczny i co ważne nie wysuszał skóry!


Balea Oil Repair Shampoo trafił do mnie całkiem przypadkiem, chciałam odżywkę z tej serii, ale brat mojej kochanej B., który co jakiś czas przywozi nam kosmetyki z DM pomylił się i przywiózł ten produkt. I cieszę się, że tak się stało! Szampon bardzo dobrze oczyszcza włosy, delikatnie je nawilża więc nie potrzebowałam używać po nim odżywek czy masek, jest bardzo wydajny przez to, że świetnie się pieni. Moje włosy zdecydowanie go pokochały.


Balsam do ciała z serii Hipoalergicznej od Pat&Rub kupił mnie swoim zapachem. Jest to chyba jedyna seria, w której nie czuć cytrusów (choć je lubię, to na dłuższą metę są męczące). Niektórzy twierdzą, że zapach jest męski, mi się kojarzy ze świeżością i przede wszystkim z wiosną! Najlepiej i najpiękniej zapach tego kosmetyku opisała Megdil w tym poście (serdecznie polecam Wam lekturę!). Balsam bardzo dobrze nawilża skórę (zaznaczę, że jestem sucharkiem), nie podrażnia skóry nawet takiej, która jest czy po goleniu, czy po jakimś zadrapaniu. Zapach utrzymuje się na skórze długo - smarując się po wieczornej kąpieli jego zapach czułam jeszcze przez pół następnego dnia. Z tej serii mam jeszcze masło do ciała i peeling, mam nadzieję, że moje odczucia będą podobne :) O cukrowym peelingu do ciała od Phenome pisałam całkiem niedawno o tutaj i dotąd nie zmieniłam o nim zdania. Świetnie oczyszcza skórę, delikatnie przy tym ją nawilżając i do tego jest bardzo wydajny!


Mgiełkę Różaną z Pat&Rub na początku używałam tylko do ciała - głównie podczas letnich upałów, świetnie nawilżała skórę oraz dawała uczucie nawilżenia i schłodzenia skóry. Po nastaniu niższych temperatur i po tym jak skończył mi się tonik do twarzy również z P&R postanowiłam mgiełkę używać właśnie w roli toniku. I był to strzał w 10! Na mojej naczynkowej cerze sprawdziła się znakomicie - nawilżała i oczyszczała twarz oraz uspokajała skórę gdy miałam gorące i czerwone policzki. Myślę również, że po tych kilku miesiącach, kiedy ją używałam w ten sposób moje naczynka zdecydowanie się uspokoiły. Zapach różany był niezmiernie delikatny i nieprzeszkadzający. Na pewno jak skończę obecne zapasy toniku do tej mgiełki powrócę. Odżywcza pomadka z peelingiem od Sylveco nie raz uratowała mi usta. Czy to podczas bardzo mocnego wysuszenia, czy spękania ust. Teraz podczas sezonu zimowego zaopatrzyłam się w dwie kolejne sztuki i świetnie chroni przed mrozem i wiatrami. Co prawda konsystencja jest trochę dziwna - na początku peeling jest bardzo delikatny, potem ostrzejszy i znów delikatny, ale to mi w ogóle nie przeszkadza. Pachnie delikatnie migdałami.


O odżywce do paznokci Peggy Sage Express Nail Hardener wspominałam już nie raz właśnie podczas postów denkowych. Zużyłam już ładnych kilka opakowań tego produktu i na pewno wzmocnił moje paznokcie, a także mam wrażenie, że lakier dłużej się trzyma na płytce paznokcia. Oczywiście kolejna butelka jest już w użyciu i muszę uzupełnić swój zapas, bo bez niej nie wyobrażam sobie malowania paznokci. O topie Kwik Kote naczytałam się swego czasu wiele, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Miałam informacje, że jest dostępny w Hebe, ale jak na złość zlikwidowali wtedy w jedynej tej drogerii we Wrocławiu ich szafę. Stwierdziłam wtedy, że chyba nie jest nam pisana wspólna przyszłość. Na szczęście Hebe otworzyło drugą drogerię i tam całkiem przypadkiem natrafiłam akurat na ostatnią butelkę tego topu. I zdecydowanie była to miłość od pierwszego pomalowania. Działa tak, jak powinien działać wysuszacz i dodatkowo mam wrażenie, że przedłuża trwałość mani. Trafił do moich ulubieńców w tej kwestii, zaraz obok Essie Good To Go, a jest zdecydowanie tańszy.


O złuszczających maskach do stóp w zeszłym roku było całkiem głośno w blogosferze. Chciałam oczywiście wypróbować na swojej skórze (stopach) ten produkt, ale ciągle nie mogłam znaleźć stacjonarnie, a zamawiać specjalnie nie chciałam. W listopadzie zakupiłam w drogerii Natura dwie takie maski z dwóch różnych firm. Użyłam na razie jednej z firmy L'biotica. Siedziałam w tych za dużych skarpetkach przepisowe 90 minut, po czym miałam bardzo przyjemnie nawilżone stopy. Przez prawie tydzień nic się nie działo, aż nagle zauważyłam delikatne schodzenie skóry z pięt i palców. Reszta była nietknięta. Dopiero po użyciu kremu do stóp w duecie z bawełnianymi skarpetkami coś się ruszyło. Powiem szczerze, że oczekiwałam efektu wow, natomiast w efekcie końcowym wygładziły mi się tylko pięty, palce delikatnie, a spód stopy niewiele się zmienił. Macie jakichś swoich ulubieńców w tym temacie?

Dajcie znać, czy znacie któreś ze zużytych przeze mnie pustaków i co o nich myślicie!

21 komentarze:

Orly Color Blast / Violet i Opi / My Voice Is A Little Norse

poniedziałek, stycznia 05, 2015 unappreciated 10 Comments

Paznokcie zmalowałam jeszcze w zeszłym roku, kiedy paskudny śnieg postanowił lekko przypruszyć chodniki we Wrocławiu. Nie to żebym lubiła śnieg, bo go delikatnie mówiąc nie lubię (jego miejsce jest w górach!), ale śnieżynki zawsze mi się podobały. Zbiegło się to w czasie kiedy zakupiłam sobie płytkę do stempli z Konad o numerku m59. Śnieg się stopił więc miałam mani nie pokazywać z obawy, że przywołam go... Niestety ponownie pojawił się dzisiaj rano i jest jedną wielką okropną roztopioną breją. Nie zmienia to jednak faktu, że to, co stworzyłam na paznokciach bardziej mi się podoba niż to, co jest za oknem :)

Do pomalowania użyłam lakieru Orly Color Blast o nazwie Violet (nie wiem gdzie on fioletowy jest, zdecydowanie widzę w nim niebieskie tony, i na zdjęciach i na żywo ;)), który dostałam od kochanej Obsession :* oraz glitter Opi My Voice Is A Little Norse z kolekcji Nordic, czyli całkiem świeżej. Na każdym paznokciu mam po 3 warstwy emalii, dodatkowo na palcu środkowym i serdecznym wykonałam metodą stemplową śnieżynki bielą z Konada i pokryłam jeszcze topperem Opi Pirouette My Whistle. Stemple nie są może idealne, ale jak na pierwszy raz to myślę, że jest nieźle :)







10 komentarze:

Opi / Vant Bite My Neck i Love.Angel.Music.Baby

piątek, stycznia 02, 2015 unappreciated 17 Comments

Fiolet to kolor, który swego czasu bardzo często gościł na moich paznokciach. Potem nastała u mnie faza na niebieskości, które zdecydowanie cały czas królują w moim codziennym mani, ale nie wykreślam też innych kolorów. Przepadłam ostatnio na punkcie m.in. dzisiejszego bohatera - odcienia Vant Bite My Neck z kolekcji Euro Centrale z 2013 roku (2 cienkie warstwy potrzebne do pełnego pokrycia płytki). W jasnym świetle, czy to sztucznym, czy naturalnym widać jego piękno. W ciemniejszym wygląda prawie jak czarny. Postanowiłam go połączyć ze złotkiem Love.Angel.Music.Baby (wiecie, że jeszcze do niedawna za złotem nie przepadałam? a teraz co rusz kradnie moje serce ;)) z kolekcji sygnowanej nazwiskiem Gwen Stefani, która ukazała się wiosną zeszłego roku (również 2 cienkie warstwy są na moich paznokciach). Lakier ma wykończenie matowo-satynowe i równie pięknie wygląda z topem i solo, wysycha błyskawicznie. Wszystkie paznokcie potraktowałam Essie Good To Go.







17 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me