Essie / Find Me An Oasis

czwartek, maja 29, 2014 unappreciated 29 Comments

Mało Wam niebieskości? To będzie więcej :D Dzisiejszy lakier pochodzi z tegorocznej kolekcji Resort, który posiadałam w formie miniaturki w kostce (zakupionej u Mani), ale tak go pokochałam, że zdecydowałam się na pełnowymiarową buteleczkę. Kolor to nazywany przez wielu baby blue, dla mnie zawiera on i odcienie zielonego i niebieskiego, jest mroźny, będzie świetny na lato :) Aplikacja może przysparzać trochę problemów, 2 grubsze warstwy lub 3 cieńsze pokryją w pełni płytkę, ale dla tego koloru warto się pomęczyć z aplikacją. Na wierzch pokryłam go topem Essie Good To Go. Na moich paznokciach bez przeszkód wytrzymuje 3 dni, ale ja to się szybko nudzę kolorami ;]









29 komentarze:

Essie / Rock The Boat & Beoynd Cozy

niedziela, maja 25, 2014 unappreciated 25 Comments

Jakby ktoś jeszcze nie zauważył: ostatnio niebiesko się zrobiło na moich paznokciach i przez, co również na blogu :D Tak, jak jeszcze niedawno na niebieskości na paznokciach musiałam mieć dzień, tak dzisiaj noszę go bez przerwy, co chwilę do mojej pękającej już w szwach szuflady dochodzą nowe odcienie niebieskiego (no bo przecież ich jest tyle!) i z każdego cieszę się, jak dziecko :) I tak oto dziś Wam zaprezentuję kolejny błękit, baby blue (?) z dodatkiem delikatnego shimmera, który widać głównie w buteleczce, ale na paznokciach i bez niego kolor jest obłędny. No i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przełamała go ulubionym glitterem - Beyond Cozy, który nota bene tak lubię, że buteleczka obecna już powoli się kończy, w związku z czym zaopatrzyłam się w następną :D
Na paznokciach widzicie po 2 warstwy i Rock The Boat (wersja z cienkim pędzelkiem, pierwsza warstwa dość mocno smuży, następna jest już w pełni kryjąca) i Beyond Cozy (również cienki pędzelek) i na to top Good To Go. Taki mani wytrzymał u mnie spokojnie 4 dni z lekko startymi końcówkami ;]








25 komentarze:

Essie / Ballet Slippers

czwartek, maja 22, 2014 unappreciated 27 Comments

Rzadko na paznokciach noszę jasne lakiery, lubię rzucające się w oczy kolory, które zachwycają mnie i moich znajomych. Ale zdarza się czasami, że nie wiem, którym lakierem pomalować paznokcie (no przy pełnej szufladzie o wybór jest baaardzo ciężko :D) i tak też było ostatnio, więc sięgnęłam po jeden z lakierów Essie, który kupiłam na ostatniej promocji w SP (1+1) - Ballet Slippers. Lakier jest bardzo jasny (bielo-róż?), nadaje się do frencha, za którym średnio przepadam. Na paznokcie nałożyłam 3 cienkie warstwy lakieru, pomimo to końcówki delikatnie mi prześwitywały, ale! efekt końcowy niesamowicie mi się podobał. Podobał mi się do tego stopnia, że na moich paznokciach trzymałam go tydzień! Bez startych końcówek, bez odprysków. W życiu chyba żaden lakier tak długo u mnie nie wytrzymał i wytrzymałby dłużej, gdyby nie pytanie mojego K. o to, czemu mam na paznokciach taki nudny kolor (myślał, że chora chyba jestem) :P Zdecydowanie będę chętnie do niego wracała :)









27 komentarze:

Paese / 191

niedziela, maja 18, 2014 unappreciated 34 Comments

Tym lakierem chcę w końcu przywołać wiosnę! Dlatego dziś prezentuję Wam kolejny lakier, który wybrałam sobie do mojego Paese Box'a - jest to piękny niebieski kolor z numerkiem 191. Aplikacja jest trochę ciężka, mam wrażenie, że lakier jest troszkę za gęsty, ale po 2 warstwach jest piękny efekt. No i dawno nie zebrałam tyle pochwał za paznokcie :)
Standardowo u mnie 2-3 dni na paznokciach, po tym czasie się nudzę już kolorem, ale spokojnie wytrzymałby jeszcze dłużej ;]






34 komentarze:

Colour Alike / 512 Niebieskie Migdały

czwartek, maja 15, 2014 unappreciated 15 Comments

Dziś pokażę Wam jeden z 4 nowych holograficznych lakierów, które na wiosnę wypuściła firma Colour Alike. Swoje egzemplarze zakupiłam we Wrocławiu w Mydlarni Wrocławskiej (i ta kolekcja, a także inne kolory są tam dostępne!).
Co do samych aspektów lakieru: kryje po jednej grubszej lub 2 cieńszych warstwach, wysycha błyskawicznie, ale ja i tak na wierzch dałam top Essie Good To Go. Wytrzymał na moich paznokciach bez najmniejszego uszczerbku 4 dni (na koniec 4 dnia zauważyłam delikatnie starte końcówki). Serdecznie polecam, zwłaszcza tak optymistyczne kolory :) Musicie mi niestety wybaczyć ledwo widoczne holo - starałam się, jak mogłam, ale pogoda jest taka jaka jest (we Wrocławiu jest paskudnie!)






15 komentarze:

Denko

niedziela, maja 11, 2014 unappreciated 17 Comments

To będzie post tasiemiec - olbrzymie denko. Puste opakowania są od początku tego roku do końca kwietnia. I tak jak po 2 miesiącach mogłam już napisać notkę, tak leń wygrał i dopiero wywalające się puste opakowania z torby zmusiły mnie do zrobienia zdjęć i wyrzucenia opakowań. Tak więc zapraszam Was na krótki opis tego, co zużyłam w przeciągu minionych 4 miesięcy :)


Przez moją łazienkę przewinęła się spora ilość płynów do kąpieli, ale żeby nie było, że ja sama z nich korzystałam, to używałam ich na spółkę z moim mężem :) Płyny do kąpieli Luksja o zapachach: Pink Sparkle, Sweet Macaroons i nieobecny na zdjęciu przez gapiostwo Golden Desire. Świetnie się pieniły, były mega wydajne, nie wysuszały skóry i kosztowały parę złotych, ale zapachy były tak okropnie sztuczne, że zamiast umilać kąpiel, powodowały, że chciałam jak najszybciej wyjść z wanny. Z płynami z Apartu było podobnie - posiadałam wersję Migdał i kokos oraz Jedwab i noni. Zapachy może nie były tak sztuczne, ale zdecydowanie nie wpadły w me gusta i raczej na pewno do tych wersji zapachowych zarówno z Luksji, jak i z Apartu już nie wrócę.
O produktach z Bomb Cosmetics pisałam osobne recenzje - tutaj i tutaj. Zdania o nich nie zmieniłam, bardzo polubiłam te produkty i na pewno nie raz do nich powrócę, ale już w innych wersjach zapachowych :)
Żele ze świątecznej edycji Yves Rocher musiałam mieć ze względu na zapach czekolady połączonej i z pomarańczą i z migdałem. Wersję malinową również miałam, pisałam o niej w poprzednim denku. Niestety obłędne zapachy w butelkach giną podczas kąpieli. Migdał był wręcz tak okropnie mdły, że nie miałam ochoty w ogóle go używać. Żele wysuszały również moją skórę, więc ogólnie jestem bardzo na nie. Za to Oliwka z mango z Lirene, czyli żel + oliwka pod prysznic uwiodły mnie i zapachem i działaniem. Skóra była delikatnie nawilżona i kiedy nie była w złym stanie, to nawet nie musiałam smarować ciała balsamami. Żel tak bardzo przypadł mi do gustu, że w użyciu mam już kolejne opakowanie i zdecydowanie będzie często gościł w mojej łazience. Korzenny płyn do kąpieli z Organique miał świetny, przepiękny zapach, zgodny z nazwą. Uwielbiam go i na pewno na jesień/zimę zakupię większe opakowanie, bo kąpiel z jego udziałem to sama przyjemność ;) A na koniec żel z Palmolive - Thermal Spa Aqua Calm. Przyznam się, że nie pamiętam, czy kiedykolwiek używałam żeli tej firmy, a nawet jeśli to musiało to być tak dawno temu, że tego nie pamiętam. Zapach mdły, dobrze się pienił i był mało wydajny. Na repetę na pewno nie zasługuje.


Szampony Balea uwielbiam i chyba już wszyscy o tym wiedzą :) Rzadko kiedy w mojej łazience można spotkać szampony innych firm, te po prostu w zupełności mi wystarczą. Tym razem padło na wersję grejpfrutową (zdecydowanie mój faworyt wśród wszystkich szamponów Balea), wiśniową i kokosową. Oczywiście w użyciu są już następne wersje :)
Różowa odżywka z Isany to jakaś jedna wielka pomyłka! Śmierdziała tak okropnie, że jej używanie było niemożliwe. Nie wpływała w żaden sposób na moje włosy, poza szybszym niż zwykle przetłuszczeniem. Zużyłam do golenia nóg, ale i jako ten sposób była okropna. Nigdy więcej!
Za to odzywka wanilia z papają z Garnier zdecydowanie skradła me serce, a moje włosy ją pokochały! Świetnie nawilżała włosy bez obciążania ich! Były gładkie i miłe w dotyku, a także świeże i się nie przetłuszczały. Uwielbiam jej zapach, kosztowała ok. 8 zł na Allegro. Zdecydowanie polecam i jak tylko skończę obecne zapasy odżywek, na pewno do niej powrócę!
O moim ulubionym bananowym duecie z The Body Shop wspominałam już nie raz, uwielbiam szampon i odżywkę za wszystko - od zapachu po działanie. Więcej przeczytacie w recenzji tutaj. Mam kolejne opakowania w zapasie, tym razem w nowej wersji wizualnej, mam nadzieję, że działanie będzie niezmienne :)
Płyn micelarny z L'Oreal Ideal Soft szturmem wszedł na blogowe języki i czytałam o nim tyle pochlebnych opinii, że musiałam go mieć. I nie wiem tak naprawdę, skąd tyle pozytywów na jego temat. Zmywa makijaż i owszem, ale okropnie się pieni, lekko podrażniał moją skórę (rumieńce, których staram się pozbyć, tylko je uwydatniał). Z podkulonym ogonem powróciłam do Biodermy Sensibio i już chyba więcej nie będę eksperymentowała. Jak już jesteśmy przy tej marce, to wspomnę również o kremie z Biodermy - Sensibio AR pisałam już pełną recenzję tutaj. I tak jak uwielbiałam ten krem przeszło 2 lata temu, teraz jest zdecydowanie niewystarczający dla mojej wymagającej skóry. Nie zmienia to faktu, że wspominam go bardzo dobrze, ale nie planuję powrotów. O kolejnym kremie, tym razem spod szyldu Flos-Leku z arniką wspominałam w osobnej recenzji o tutaj, zdania o nim nie zmieniłam, ale szukam dalej ideału :) Całkiem niedawno wspominałam Wam w pełnej recenzji o świetnym kremie nawilżającym z Rilastil, co prawda na obecną porę roku jest dla mnie trochę za ciężki, ale zakupiłam już kolejne (trzecie!) opakowanie na sezon jesienno/zimowy i wtedy będzie, jak znalazł. Więcej możecie przeczytać o tutaj.
O kremie BB z Lioelle o wdzięcznej nawie Dollish czytałam naprawdę sporo i w momencie, gdy skończył mi się podkład ze Skin 79 postanowiłam coś zmienić. Zamówiłam wersję zieloną i był to strzał w dziesiątkę. Krem jest ogromnie wydajny, wystarczył mi na ok. 6 miesięcy praktycznie codziennego użytkowania, więc jego wysoka cena jest rekompensowana. Ten typ ma słabe krycie, ale dla mnie zdecydowanie odpowiadające. Jestem w połowie drugiego opakowania, no dobra byłam, bo na razie znalazłam innego ulubieńca, ale do tego będę regularnie wracała :)
No i jeśli chodzi o pielęgnację twarzy to już ostatni kosmetyk - tonik z Suiskin, o którym pisałam tutaj. Na szczęście nie zniechęcił mnie do używania toników, dzięki czemu znalazłam już swój ideał ;]
O pomadce z Sylveco w wersji rokitnikowej o zapachu cynamonu mogę napisać po prostu, że działa. Spełnia swoje nawilżające zadanie, a w okresie zimowym bardzo dobrze chroniła moje usta i przed wiatrem i przed mrozem. Cynamonu w niej nie czułam a szkoda, bo bardzo go lubię.
Bardzo lubię próbki, bo dzięki nim jestem w stanie stwierdzić, czy dany produkt przypadnie mi do gustu. Czasami szkoda wydać mi pieniądze na coś czego nie znam. I tak oto dzięki próbkom poznałam Inteligentnie Nawilżający Krem Do Twarzy na dzień z GoCranberry, ale jakoś szczególnie nie zapałałam do niego miłością. Kolejną pozycją był Bogaty balsam do dłoni z Pat&Rub, który tak bardzo polubiłam i który uratował mi dłonie w momencie okropnego przesuszenia, że bez wahania zdecydowałam się na pełnowymiarowe opakowanie. A będąc przy kosmetykach sygnowanych nazwiskiem Kingi Rusin - zdecydowałam się wypróbować krem BBB w wersji jaśniejszej i powiem tak: pokochałam go od pierwszego użycia! Na pewno postaram się napisać pełną recenzję, jak już więcej go poużywam, ale jak na razie ciągle się nim zachwycam :) No i już na sam koniec próbki z Phenome, marki którą pokochałam tak, że na razie każdy kosmetyk, który mam sprawdza się idealnie. Podczas pierwszych zakupów wybrałam sobie 3 próbki - 2 kremu nawilżającego Luscious, dzięki czemu wiedziałam, że był to strzał w 10! i krem zakupiłam w pełnowymiarowym opakowaniu. Natomiast 1 próbka to Essential body cream, który używałam do... smarowania dłoni, bo przecież jego ilość to nawet na jedną nogę by mi nie starczyła :D


Zmywacz do paznokci z Sally Hansen w wersji niebieskiej zakupiłam za mniej niż 10 zł w jednej z drogerii internetowych, świetnie zmywał lakier, przy czym nie wysuszał ani paznokci, ani skórek wokół nich, bardzo wydajny. Standardowa cena w drogeriach stacjonarnych to było jakieś nieporozumienie (ok. 20-30 zł), teraz zmieniły się opakowania i pojemności, a cena nadal nie. I kolejny zmywacz (te u mnie schodzą praktycznie jak woda :D) tym razem z Essence w zapachowej wersji kokosa z papają zakupiłam za mniej niż 5 zł w Douglasie i bardzo go polubiłam. Właściwości ma te same, co jego kolega, o którym pisałam chwilę wcześniej :) O kremie z Anidy w wersji z woskiem pszczelim i olejem z makadamii również jest głośno w blogosferze. Sam krem kosztuje w okolicach 3 zł, jest wydajny, szybko się wchłania (przez co świetnie nadaj się do pracy!) i nawilża dłonie. Kolejne opakowanie już czeka na użycie :) Kultowy żel do usuwania skórek z Sally Hansen jest komuś nieznany? Uwielbiam go za działanie i za wydajność, to opakowanie starczyło mi na ponad grubo rok używania 2-3 razy w tygodniu! (nie wiedzieć czemu jego kolejne opakowanie o trochę mniejszej pojemności jest dużo mniej wydajne). Tak go polubiłam, że przez długi czas nie zamienię na żaden inny :) No i na koniec paznokciowej historii moja ulubiona odżywka do paznokci z Peggy Sage - Express Nail Hardener. Ta buteleczka, którą widzicie jest druga, jestem w trakcie używania trzeciej, która też się powoli już kończy, a w szufladzie czeka kolejna pełna odżywka :) Pomimo zawartego w niej i przez większość znienawidzonego formaldehydu, uwielbiam ją. Lakier świetnie sie na niej trzyma, jest wydajna, utwardza paznokcie dzięki czemu praktycznie w ogóle się nie łamią i nie rozdwajają.
Kulki z Vichy w wersji zielonej to już standard w mojej kosmetyczce i będą gościły nadal, a Nivea Fresh Energy pojawia się, co jakiś czas i również bardzo je lubię :)
Szampon Babydream to kultowy już produkt, ale używałam go tylko do mycia pędzli - w tej kwestii sprawuje się wyśmienicie! No i na koniec zapachy - staram się zużywać wszystkie zapasy, które mam, aby móc sobie kupić coś nowego :) I tak tutaj jest zapach Oriflame Embrance oraz Love Dance z La Rive, które bardzo polubiłam, ale już na pewno do nich nie powrócę.

Ciekawa jestem, czy ktoś dobrnął do końca? :D Jeśli tak, to dajcie znać, czy znacie coś z mojego mega denka, albo coś was zainteresowało? :)

17 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me