Pustaki, czyli zużycia lutego

niedziela, marca 01, 2015 unappreciated 6 Comments

W tym miesiącu mi się udało! Nie dość, że jesteśmy świeżo po zakończeniu lutego, to jeszcze całkiem sporo produktów zużyłam. Za wieloma z nich już płaczę i na pewno do nich wrócę w przyszłości (oczywiście jak będą w rozsądnej cenie!).


DKNY - NY, perfumowany żel pod prysznic. Dostałam go jako gratis podczas ostatnich zakupów w internetowym sklepie Douglas i wzięłam go ze sobą na prawie tygodniowy wyjazd do Krakowa. Nie wystarczył mi na cały pobyt, ale to nic :) Obawiałam się, że zapach na skórze będzie zbyt mocny, bo nie do końca spodobał mi się zapach perfum. Na szczęście szybko się ulatniał, w miarę dobrze się pienił i przede wszystkim nie wysuszał aż tak bardzo skóry (zaznaczam aż tak, bo po krakowskiej wodzie moja skóra jest w opłakanym stanie).

Jardins de Provence - Apple&Cinnamon, cukrowy peeling do ciała z Biedronki. Słysząc/widząc/czując duet jabłko + cynamon można mnie z miejsca kupić! Uwielbiam ten zapach i wszystko, co z nim związane. Na początku obawiałam się, że wersja tego peelingu będzie zbyt chemiczna, ale nic z tych rzeczy! O dziwo aromat był tak naturalny, że musiałam wykrzesać sporo siły, aby go nie zjeść. Jeśli chodzi o oczyszczanie to też nie było źle. Dzięki zawartości olejków delikatnie nawilżał skórę. Gdyby nie to, że mam zapas peelingów chyba do końca roku, to chętnie bym powtórzyła jego zakup.

Balea - White Passion, żel do kąpieli. Tej pozycji chyba nie muszę komentować?? :)

Yves Rocher - Pear Caramel Shower Cream, czyli kremowy żel do kąpieli i pod prysznic ze świątecznej serii o obłędnym zapachu gruszki. Oczywiście kupił mnie zapach! Duża butla starczyła mi na wiele kąpieli, dłuższych i krótszych. Żel nie wysuszał skóry i dość dobrze się pienił.

Organique - kula do kąpieli Pomarańczowa pralinka (brak opakowania, ze względu na nieapetyczny wygląd folii). Cudownie pachnąca kula, która jest podzielona na pół, dzięki czemu mamy dwa razy więcej przyjemności! Szybko się rozpuszcza w wodzie delikatnie barwiąc ją na pomarańczowo (wanna ani trochę nie jest brudna!) i uwalniając olejki, które ma w składzie. Dzięki temu po kąpieli nie muszę już używać balsamu. Mąż kręcił trochę nosem na to nawilżenie, ale nie umarł od niego ;)


Balea - szampon do włosów. Tej pozycji też chyba nie muszę komentować? ;)

Bania Agafii - Specjalny szampon-aktywator i balsam-aktywator wzrostu włosów - duet, który dostałam od Magdy :* świetnie się spisywał jeśli chodzi o oczyszczanie i nawilżanie włosów, ale! trzeba było tego duetu koniecznie używać razem. Po samym szamponie miałam tak suche i splątane włosy jak nigdy. Po odżywce było o niebo lepiej. Nie wypowiem się co do tego, czy rzeczywiście aktywuje wzrost włosów, ponieważ one już same z siebie rosną szybko.

Pat&Rub - Maska regenerująca. Produkt, do którego podchodziłam na początku jak pies do jeża. Zakupiłam go podczas nocnych zakupów za połowę ceny, po tym jak kolejna dobra Magda podesłała mi próbkę :) Na początku używałam zgodnie z zaleceniem producenta - nakładałam na ok 25-30 minut przed myciem włosów. Później swoją cudowną metodę dała mi właśnie Megdil! Najpierw nakładam maskę na ten czas, co wyżej, potem używam maski oczyszczającej z Phenome, wypłukuję wszystko szamponem z Pharmaceris do wypadających włosów i kończę odżywką Pat&Rub z serii regenerującej. Włosy po takim zabiegu są miodzio! Cudnie miękkie, delikatne, lekkie, pachnące i ani trochę nie obciążone! Ze względu na ilość kosmetyków takie spa robiłam tylko raz w tygodniu. Polecam!


Garnier - Invisible. Ulubiony dezodorant  w wersji psikanej. Robił to, co miał robić i jest mega wydajny. Kolejne opakowanie jest już w użyciu.

Oriflame - woda toaletowa Volare. Myślałam, że już mi się nigdy nie skończy! Jestem na etapie zużywania wszystkich zapachów, a ten jak na złość bardzo długo nie chciał się skończyć. Zapach mnie już męczył, dlatego cieszę się, że ląduje w śmieciach.

Phenome - Luscious. Mój ulubiony krem do twarzy! Jest to już jego drugie puste opakowanie, na pewno będzie kolejne. Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj. Zdania o nim nie zmieniłam. Jednak ugruntowałam pewną myśl - idealny jest na sezon wiosenno-jesienny. Na zimę już jest za lekki i potrzebowałam albo używać go z olejkiem (również Phenome), albo wytoczyć cięższe działa, czyli zaczęłam używać kremu Rilastil (recenzja tutaj). Pomimo tego małego mankamentu (na który swoją drogą byłam przygotowana) będę do niego regularnie powracała.


Exclusive Cosmetics - Intensywnie nawilżający krem do rąk (hydro-regulujący). Krem, który otrzymałam na zeszłorocznym spotkaniu blogerek we Wrocławiu i który praktycznie codziennie używałam w pracy (nawet kilka razy dziennie)! Więc zobaczcie jak jest wydajny. Szybko się wchłaniał, co przy pracy przy komputerze jest dla mnie bardzo ważne. Nawilżał dłonie, nie jakoś szczególnie mocno, ale dawał uczucie ukojenia skóry. Gdyby nie mój wielki zapas kremów do rąk to na pewno bym do niego powróciła. Więc może kiedyś :)

Pat&Rub - Bogaty balsam do dłoni Home Spa. Zapach tej serii uwielbiam, bez żadnego wyjątku! Dzięki opakowaniu z pompką byłam w stanie zużyć produkt do samego końca. Jeśli chodzi o nawilżenie - działał tak, jak powinien! Ze względu na dość treściwą konsystencję używałam go tylko w domu. Nawet moja teściowa, która ma skórę suchą jak wiór była nim zachwycona! Kupię go ponownie, ale patrz wyżej ;)

Opi - Lacquer Remover, czyli po prostu zmywacz do paznokci. Od razu zaznaczam, że sama go nie kupiłam, bo jego cena jest kosmiczna! Podczas jednych z zakupów w sklepie, który wysyła towary z Ameryki dostałam w opakowaniu tą butlę (nie wiem czy jako gratis, czy jako przeprosiny przez to, że tak długo czekałam na paczkę?). Podchodziłam do niego trochę jak pies do jeża, no bo co może być wyjątkowego w tak drogim zmywaczu? Ano cóż. Zaczęłam używać i się w nim absolutnie zakochałam! Nie dość, że jest mega wydajny (używałam go od września-października do prawie końca lutego!), a przy moim zmywaniu lakierów 2-3, czasami nawet 4 razy w tygodniu i to często glitterów metodą foliową, to jest to świetny wynik. Nie wysuszał ani skórek, ani paznokci pomimo tak długiego użytkowania. Zapach - jak to zmywacz, do zniesienia. Kiedy dobiegałam do końca butli to naprawdę byłam skłonna do jego zakupu, ale cena zdecydowanie ostudziła moje zamiary.

6 komentarzy:

  1. zastanawialam się nad tym peelingiem z Biedry, ale ostatecznie odpuściłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak będziesz miała okazję i lubisz takie zapachy to Ci go polecam :)

      Usuń
  2. Muszę spróbować Waszego sposobu na maskę Pat&Rub. Jestem z niej zadowolona, ale skoro może być lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wypróbuj i daj znać, czy u Ciebie też jest lepszy efekt! :)

      Usuń
  3. Luscious również uwielbiam! Zresztą wiesz :) Balsam do rąk PAT&RUB miałam, był świetny. Aktualnie używam wersji do stóp i polecam ją bardzo, bo gruntownie odżywia. Z tej samej wersji stosuję też peeling do ciała (cudo, które nie oblepia mazią) i masło również dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, pralinkę pomarańczową też bardzo cenię, mam jeszcze pół :)

      Usuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.

About me